Czarny, szary i biały kolor 🙂 Zdarza się granat. Fiolet tylko w dodatkach (paski). Bordo nie widziałam ani razu. Długie swetry z szerokim golfem. No i nieśmiertelne futra, bo przecież to środek zimy z tymi 12 stopniami! :))
Z pogodą mieliśmy farta. Cały pobyt ciepło i słonecznie. Dopiero w poniedziałek wieczorem zaczęło mżyć, by we wtorek rano lunąć. Akurat w sam raz na wyjazd! 🙂 Termin wycieczki był tym bardziej dobry, gdyż trafiliśmy w sam środek karnawału! Jest taka "tradycja", że w karnawale dzieci na ulicach chodzą poprzebierane. Byli supermeni i czerwone kapturki. Królewny i piraci. No i wszędzie sypali konfetti. To naprawdę bardzo pozytywne. Nikt na nikogo się nie denerwował, że śmieci – po prostu całe miasto równo było zasypywane kolorowymi papierkami! Obsypywane dzieci wywoływały radość i śmiech u przechodniów. (wyżej special dla chustomaniaczek, niżej Łucza w deszczu konfetti).
Fontanny działały i ręce były w nich moczone…
Największymi gwiazdami wyjazdu były oczywiście dziewczyny. A najlepszy numer był przy Boca de la Verita, kiedy Lila przywarła do nogi młodego Japończyka. Zapytali się czy mogą jej zrobić zdjęcię (to grzeczna nacja są – pytali o to zawsze), więc się zgodziłam. I wtedy wyjęli największy aparat fotograficzny jaki w życiu widziałam :)) I zrobili jej zdjęcie. :))
Btw. Rękę włożyłam, ale pod warunkiem, że Diabli też włoży i powie: Nie było żadnej przed Tobą… Włożył, ale nic nie powiedział! Chyba się bał, że coś mu ją wtedy zje… ;)))
Atrakcją typowo dla dziewczyn było zoo. Słoń chciał nas dotknąć trąbą, krokodyla się przestraszyliśmy, a foki pokazywały sztuczki.
Dziadki nam się "przydały" bardzo i mam nadzieję, że zapału do wyjazdów z nami nie stracili 🙂 Mieliśmy romantyczne spacery wieczorami z garścią pieczonych kasztanów w ręku i jak powinno to być na rocznicę ślubu – przypomnieliśmy sobie jak to było gdy byliśmy tylko we dwoje. Lubię chodzić, a przy dzieciach to albo dźwigasz, albo pchasz, albo czekasz aż toto się nachodzi. A teraz jak za dawnych czasów budziłam się i bolały mnie łydki. 🙂
A ponieważ przypomniało mi się, że mój mąż jest nie tylko szarmancki i romantyczny, ale też zabawny i fascynujący :)) zadałam TO pytanie…
-
Łuki, gdzie mam JA zabrać Ciebie na Twoje 35-te urodziny?
-
Dlaczego na 35-te? Zabierz mnie za rok. Na 33-cie.
-
Może być na 33-cie :)) Też okrągłe. To gdzie chcesz?
-
Do Barcelony.